"When productivity is measured solely by outcome, the bond between people begins to die."
Harvard Business Review, 2019
W Królestwie Gościnnych Rąk, w północnej dzielnicy miasta, stała Wieża Mierzalności. Wznosiła się wysoko ponad dachy, zbudowana z betonu, szkła i cyfr. W nocy jej okna jarzyły się bladym światłem, jak oczy potwora, który nigdy nie zasypia.
Na ostatnim piętrze mieszkał Mistrz Arkuszy człowiek o chłodnym spojrzeniu, którego twarz nie zdradzała emocji. Nikt nie pamiętał, kiedy ostatni raz się uśmiechnął. Ubrany zawsze tak samo, w biały kołnierz i szare spodnie, wyglądał jak fragment własnego systemu. Wszystko, czego dotknął, zamieniał w dane. Każde słowo, każdy gest, każdy uśmiech.
Pod nim, na niższych piętrach, pracowali inni – ludzie z twarzami wyblakłymi od jarzeniówek. Marta, która dawniej witała gości z uśmiechem, teraz malowała usta tylko po to, by ukryć drżenie. Jan, kucharz z pasją, smażył już nie „z miłości”, tylko „na czas”. Nawet młody Adam, który przyszedł tu pełen marzeń, zrozumiał, że marzenia nie mają kolumny w Excelu, więc nie mają znaczenia.
Wieża żyła rytmem liczb. Rano raporty, w południe spotkania, wieczorem podsumowania. „Ile klientów? Jaki czas obsługi? Czy koszt kawy da się obniżyć o trzy procent?” Nikt już nie pytał, jak się czują. Bo uczucia się nie opłacały.
Aż pewnej nocy zgasło światło na czwartym piętrze.
Marta znalazła coś w magazynie. Leżało wśród starych teczek i kabli, biło cicho i nierówno. Serce. Prawdziwe, ludzkie, lecz nieidealne. Pulsowało jakby z trudem, jakby zmęczone światem. Przyniosła je Mistrzowi, wierząc, że może to znak.
Mistrz patrzył długo. Zmierzył jego rytm, zapisał w arkuszu. Spróbował nadać mu numer i formułę. Ale Serce nie poddało się. Biło, jak chciało. Zbyt mocno, gdy ktoś mówił o tęsknocie, zbyt słabo, gdy ktoś kłamał. Nie dawało się znormalizować. Nie dawało się wpasować.
Mistrz uznał, że to zagrożenie. Kazał je spalić.
Tego samego wieczoru w wieży wybuchł pożar. Nikt nie wiedział, kto go rozpoczął. Może Marta, która nie mogła już patrzeć na świat bez oddechu. Może Adam, który słyszał bicie Serca we śnie. A może samo Serce postanowiło uciec z piekła, które próbowano zamknąć w tabeli.
Ogień wspinał się po piętrach, połykając kolejne dane, raporty, formularze. Ludzie uciekali, krzycząc, a Mistrz Arkuszy siedział w swoim biurze, patrząc na monitor, który jeszcze próbował przeliczyć płomienie na wskaźniki strat.
Rankiem wieża była już tylko czarną skorupą.
W ruinach znaleziono zwęglony komputer, kilka pustych krzeseł i coś jeszcze. Dwa odciski palców na klawiaturze i delikatny odcisk serca wypalony w metalu.
Mówiono potem, że nocą, gdy miasto śpi, spod ziemi słychać rytmiczne uderzenia. Jakby Serce nadal biło. Jakby przypominało, że nie wszystko da się policzyć.
Morał:
Nie każde serce bije według schematów i całe szczęście. To właśnie to, co nieuchwytne i niepoliczalne, nadaje życiu prawdziwy sens.