Księstwo Uśmiechu i Czarna Mgła Zmęczenia

Opublikowano w 13 października 2025 08:00

„People don’t leave companies, they leave bad cultures.”
 Gallup, State of the Global Workplace (2021)

 

W głębi doliny, gdzie mgły nie rozpraszają się nawet w południe, stało kiedyś Księstwo Uśmiechu. Nikt nie pamięta, kto je zbudował ani kto pierwszy zapalił w nim światło. Wiadomo tylko, że przez długi czas było miejscem, do którego ludzie przychodzili, by odpocząć od świata.

W karczmach pachniało ciastem, a rozmowy brzmiały jak muzyka po trudnym dniu. Mistrzyni Recepcji znała wszystkich nie tylko po imieniu ale i ich troski, upodobania. Pieśniarz Zmywaka śpiewał pieśni o dawnych wojnach i utraconych nadziejach, a Kucharz bez Tytułu potrafił uleczyć człowieka z żalu, nie wypowiadając ani słowa.

Gościnność nie była tu zasadą. Była duchem. Chodziła po korytarzach jak cień, dotykała dłoni, szeptała ludziom w serca, by pamiętali, że są dla siebie nawzajem.

Ale potem coś się zmieniło.

Nie przyszło nagle. Zło nigdy nie przychodzi z krzykiem. Przychodzi z raportem.

Pierwszy pojawił się Posłaniec Wyników. Wysoki, w szarym płaszczu, z oczami zimnymi jak stal. Przyniósł zwoje z tytułami, które brzmiały jak zaklęcia z innego świata: Skrypt rozmowy powitalnej, Procedura reakcji na skargę, Tablica Mierników Tygodniowych. Ludzie słuchali, bo wierzyli, że to dla dobra gościa.

Potem przybył Wielki Zegar Efektywności. Zawieszono go w głównym holu, gdzie dawniej wisiał portret założycielki Księstwa. Tykał bez przerwy. Liczył każdą sekundę uśmiechu, każdą chwilę ciszy. Każde „dzień dobry” stawało się obowiązkiem, nie gestem.

A potem przyszła Ona. Bez imienia. Bez dźwięku.

Czarna Mgła Zmęczenia.

Nie wchodziła przez drzwi. Sączyła się przez pęknięcia w rozmowach. Osiadała na dłoniach, które jeszcze wczoraj podawały kawę z czułością. Zasłaniała oczy ludziom, którzy kiedyś wierzyli, że to, co robią, ma sens.

Nikt nie wiedział, skąd się wzięła. Niektórzy mówili, że z biur Posłańca, inni, że z samego Zegara, w którym tliło się coś nieludzkiego.

Ludzie zaczęli znikać. Bez słowa. Bez pożegnania. Ich szafki zostawały nietknięte, jakby mieli zaraz wrócić. Ale nie wracali.

Zaczęły się plotki. Ktoś widział w nocy cień w archiwum. Ktoś inny słyszał szum w pustym korytarzu, jakby ktoś oddychał tuż za ścianą. Pieśniarz Zmywaka przestał śpiewać. Mistrzyni Recepcji nie pamiętała już imion.

Jedynie Strażniczka Pamięci - stara kobieta, która nigdy nie odeszła - zapisywała w zeszycie to, co widziała. Na końcu księgi, między wierszami o utraconych dniach, napisała:

„To nie brak wiedzy nas zgubił. Nie brak technologii. Zgubił nas brak sensu. A sens nie rodzi się w tabelach. On żyje w człowieku.”

Nikt już nie czytał jej notatek. Zegar tykał coraz szybciej.

Pewnej nocy znaleziono Strażniczkę martwą w recepcji. Miała otwarte oczy i uśmiech, który nie był ani radosny, ani smutny – raczej pogodny, jakby wiedziała coś, czego inni nie chcieli zrozumieć.

Na ścianie za nią ktoś wyrył trzy słowa: „Gościnność umarła pierwsza”

Rano nikt o tym nie wspominał.

Wieczorem ktoś nowy przyszedł na jej miejsce. Uśmiechał się. Wiedział już, jak długo ten uśmiech powinien trwać.

 

Morał:
Nie potrzeba złego szefa, żeby zabić ducha pracy. Wystarczy kultura, w której wszystko da się zmierzyć, oprócz człowieka


Dodaj komentarz

Komentarze

Nie ma jeszcze żadnych komentarzy.