Ostatnia Wachtyna i Statek Bez Brzegu

Opublikowano w 26 października 2025 17:00

„Burnout is not just an individual problem but a systemic one rooted in workplace culture.”
WHO, ICD-11, 2019

 

Morze było czarne tego roku. Tak czarne, że nie odbijało już gwiazd. Na jego powierzchni dryfował stary statek, który wszyscy w porcie nazywali Gościnność. Mówiono, że to ostatni, który jeszcze trzyma kurs. Pokład trzeszczał, maszyny jęczały, ale załoga wciąż pracowała.

Kapitan, dawniej człowiek z sercem jak latarnia, przestał wychodzić z kajuty. Oficerowie nie patrzyli już w oczy swoim ludziom. W kambuzie panowała cisza, jakby każdy bał się powiedzieć coś, co przypomni, że jutro znowu trzeba wstać.

Wśród nich była Wachtyna. Kobieta o oczach koloru zimnej kawy i dłoniach z bliznami po latach pracy. Kiedyś śmiała się najgłośniej, teraz milczała najdłużej. Mówiła sobie, że musi zostać. Że ktoś musi pilnować kursu, gdy inni odpadają. Ale w głębi wiedziała, że to nie lojalność, tylko lęk.

Pierwsza fala uderzyła w załogę w nocy. Rotacja tak ją nazwali. Nazajutrz zabrakło trzech osób z wachty. Drugiego dnia pojawiła się tabela. Nowa, błyszcząca, obiecująca lepsze wyniki. Trzeciego dnia zabrakło światła w kajutach, ale raport o oszczędnościach był już gotowy.

Wachtyna została. Jadła byle co. Spała na stojąco. Uśmiech zapisała w grafiku jako „czynność obowiązkową”. Gdy goście pytali, czemu na statku tak cicho, odpowiadała, że morze jest zmęczone.

Pewnego wieczoru w maszynowni wybuchł pożar. Nikt nie krzyczał. Nie było czasu. Wachtyna rzuciła się ratować silniki, chociaż płomienie sięgały jej twarzy. Woda wlewała się do środka, ludzie uciekali na pokład. Kiedy dym opadł, nikt jej nie widział.

Tylko w kuchni, na zaparowanym oknie, ktoś dostrzegł odcisk dłoni. Obok – kilka słów zapisanych sadzą:
„Nie jestem bohaterką. Byłam tylko człowiekiem.”

Statek Gościnność przestał istnieć. Zostały wraki, a w raportach – liczby. Wspominano Wachtynę jako symbol poświęcenia, choć nikt nie zapytał, dlaczego musiała się poświęcić.

Podobno czasem, w bezwietrzne noce, na horyzoncie widać światło – ciepłe, niestabilne, jakby ktoś palił lampę w samotnej kajucie. Mówią, że to Wachtyna. Że zbudowała nowy statek. Taki, na którym nikt nie tonie w imię wyników.

 

Morał:
Nie każdy, kto tonie, robi to z braku sił. Czasem to świadomy wybór, rezygnacji z podążania w niewłaściwym kierunku.